czwartek, 28 lutego 2013

makaroniki

nie, jeszcze w tym poście się nimi nie pochwalę. Wpadam tylko na chwilę, bo w rzeczy samej dziś była moja pierwsza próba ich wykonania i nawet przed chwilą jadłam pierwsze ciasteczko, jednak muszę jeszcze upiec je z 2-3 razy pewnie zanim będę na tyle zadowolona aby przekazać przepis dalej; tymczasem wgłębiam się w różne porady i tajniki ich przygotowywania. A zaraz odłożę białka do kolejnej porcji.

co mnie cieszy
- do wykonania nie trzeba zabyt wielu składników
- po zrobieniu zostają nam żółtka, co u mnie oznacza tartę :D

oczywiście ze zrobieniem makaroników nosiłam się kilka dobrych tygodni chyba; nosiłam w głowie pomysł, myślałam, dumałam, podpytywałam po drodze tsumiko...

...a dziś oglądałam dwa odcinki pierwszej serii The Great British Bake Off i aż mnie nosiło aby coś upiec. Ponieważ w 2 tematem były ciasteczka, były tam też i makaroniki...no co ja poradzę, że one mnie urzekają za każdym razem swoim wyglądem? Poczułam się gotowa na pierwszą próbę i zaraz po programie obierałam już orzechy laskowe ze skórek ;)

przyznam się szczerze, że spodziewałam się spektakularnego fiasko i oswajałam się z porażką przez cały czas leżakowania kółeczek bezowych, a potem jak już były w piekarniku, przez całe 16 minut obmyślałam co zrobię jak masa mi się rozleje po całej baszce - bo na pewno można jakoś tam ostatecznie to wykorzystać...przecież szkoda pracy z orzechami...
a że lampka od piekarnika mi się ostatnio spaliła, to miałam chwilę dłuższą napięcia.
I niespodzianka, bezy nie rozlały się, powstały krągłe ciasteczka, ale...jestem perfekcjonistką w kuchni, po tacie, musi być łatnie i basta. Więc poczekacie na przepis i moje zakolekcjonowane rady jeszcze moment.

wcześniej może uda mi się zamieścić przepis na pyszną zupę z kiełkami fasoli mung.

sobota, 23 lutego 2013

kotlety z kaszy jaglanej i słonecznika

 
Przepis pochodzi z forum wegedzieciak.pl, autorką jest Ania.D, która na forum zamieściła wiele świetnych przepisów wegańskich a ten to jeden z moich faworytów.
Wczoraj zdawało mi się, że nie mam już chyba z czego zrobić obiadu- bo zanim wybiorę się do sklepu na większe zakupy, lubię wyczyścić zapasy do cna- z warzyw była tylko cebula i pomidor, makaronu niet, nic na sos, no..w szafce zawsze jakaś tam kasza jest...
chwila kalkulacji i decyzja zapadła- kotlety jaglane! Skladnikow nie trzeba wiele a są pyszne! W dodatku te składniki przeważnie zawsze u mnie w domu są. Robi się też szybko





potrzeba:
-1 szklanka kaszy jaglanej
-2 cebule
-1/2 szklanki nasion słonecznika
-olej do smażenia
-sól i pieprz
-bazylia lub inne lubiane zioła
-bułka tarta do panierki (ja mieszam z sezamem)

Słonecznik zalewamy gorącą wodą i odstawiamy na pół godziny.
Kaszę płuczemy kilka razy, aby wyleciały łuski i inne zabrudzenia. Odcedzamy i zalewamy 2 szklankami wody, gotujemy w osolonej wodzie.
Cebulkę kroimy w kostkę i podsmażamy.


wszystko razem później miksujemy, z dodatkiem przypraw. 
 

Nie trzeba dodawać jajka, gdyż kasza fantastycznie się klei. Z gotowej masy formujemy kotleciki, obtaczamy w panierce i smażymy.
 

 U nas najczęściej z niepaloną kaszą gryczaną i jakąś surówką.

smacznego :D

środa, 20 lutego 2013

niezawodne ciasteczka czekoladowe Nigelli


Nie wiem sama co dokładnie zawrzeć w tym poście. Zacząć peanem na cześć zmysłowej kuchni Nigelli Lawson? Wspominać pierwsze zetknięcie się z tą niesamowitą kobietą, która całą sobą tworzy kuchnię poruszającą wszelkie zmysły... Jedno jest pewnie, wszelkie czekoladowe przepisy Nigelli to kompletny strzal w 10. Mniemam, ze na żadnym z nich się nie zawiedziecie, jeśli chodzi o smak i wymagania smakosza na czekoladowym głodzie. A dodatkowo Jej przepisy są przeważnie proste jak bułka z masłem, czego chcieć więcej?!

Przepis na te ciasteczka wkleiła kiedyś moja koleżanka Agnieszka, a konkretnie filmik z youtube, po obejrzeniu którego wiadomo było, że to są ciastka z serii must do. Jednak z jakiegoś bliżej nie określonego powodu nie zrobiłam ich wtedy ale dopiero jak skosztowałam pyszności czekoladowej na spotkaniu mam w Akademii Szkraba, bo jak poprosiłam Anię o przepis to okazało się, że to są właśnie TE ciasteczka.

Polecam je gorąco, ale ostrzegam! nie można przestać po nie sięgać, a jak w misce zostanie jedno- prawdopodobieństwo wpadnięcia w mini panikę jest wielce prawdopodobne. Nie zdziwcie się jak wyliżecie wszystkie okruszki a w niecałe pół godziny później zorientujecie się, że właśnie przyrządzacie kolejną porcję.

Delikarnie kruche, w środku lekko ciągnące, bardzo mocno czekoladowe. mój czeko ideał.

składniki :
-250 gram miękkiego masła
-150 gram cukru pudru
-40 gram kakao
-1 łyżeczka proszku do pieczenia
-1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
-300 gram mąki pszennej

teraz najlepsze- wszystkie składniki wrzucamy do melaksera, thermomixa, czy czegokolwiek co miesza i miksujemy :) powstanie dość lepka, ale nie klejąca się do rąk, masa czekoladowa. Z łatwością uformujecie z niej kulki wielkości orzecha włoskiego. Te kuleczki układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, w pewnej odległości od siebie, bo urosną trochę. Z tej ilości ciasta powstaną ok 24 takie kulki więc wyjdzie na 2 blachy,
pieczemy w 170st przez 15 minut





można zrobić też glazurę kakaową, ja jednak zwykle z niej rezygnuję, bo jednak zawsze staram się aby nie ładować w siebie i dzieci cukru, jeśli nie trzeba. Ale warto przynajmniej raz spróbować :)
składniki na glazurę:
-2 łyżki kakao
-175 gram cukru pudru
-60 ml wrzącej wody z czajnika
-łyżeczka ekstraktu z wanilii

wszystko razem umieszczamy w rondelku i mieszamy do rozpuszczenia i połączenia składników. Jak się zagotuje to ściągamy z ognia i odstawiamy na 10 minut aż się troszkę ostudzi i zgęstnieje. Dopiero wtedy glazura jest gotowa do nakładania na ciasteczka- jeśli nałożycie wcześniej to większość spłynie z ciasteczek.
Nigella jeszcze nakłada cukrową posypkę na glazurę, ale ja bym juz chyb a zejszła z zasłodzenia, więc nawet nie próbowałam ;) Tak czy inaczej, wybór należy do Was. Zdecydowanie zachęcam do obejrzenia jak robi ciasteczka sama autorka przepisu, uczta dla zmysłów.

konfitura pomarańczowa


Przepis znalazłam u Doroty, przy okazji pieczenia marcepanowo-wiśniowej tarty. Akurat dziadky naniosły sporo pomarańczy więc można było je przerobić.
Konfitura jest taka..hmm...wykwintna :) Bardzo aromatyczna, trochę gorzka, ale przede wszystkim bardzo pomarańczowa :) Ponieważ jej smak jest zbyt silny, żeby np. jeść ją samą na kanapce dajmy na to, polecam raczej kombinować aby urozmaicała inne smaki. Ja np. łączę ją z rozpuszczoną w kąpieli wodnej czekoladą i tym nadziewałam pieczone pączki ostatnio. Lub też można użyć celem poglębienia smaku pomarańczowego w jakimś kremie. Używałam też to wyżej wymienionej tarty.

Co potrzebujemy do zrobienia konfitury z pomarańczy?
- 5 pomarańczy
-1 cytryna
-6 szklanek cukru (dodałam trzcinowy)
-8 szklanek wody

Owoce trzeba wyszorować i spażyć wrzątkiem. Następnie obrać obieraczką ze skórki. Pozbyć się tej białej gąbczastej "pod-skórki" bo nadała by zbyt dużo goryczy.
Owoce kroimy na pół, na ćwiartki, i znów- tak aby powstały małe kawałki; i wrzucamy do garnka który nam się nie przypala. Wszelkie błonki, skórki i pestki też wrzucamy- jest w nich pektyna, która zagęści konfiturę bez dodawania żel-fixów i innych wynalazków.
Skórki posiekać drobno i dorzucić do garnka, zalać wszystko wodą, i zagotować. Następnie zdjąć z kuchenki, dosypać cukru i porządnie wymieszać, pozostawić w temperaturze pokojowej do następnego dnia.

Na drugi dzień gotować na minimalnym ogniu przez ok4h, bez przykrywki, od czasu do czasu mieszając.

jeśli konfitura będzie zbyt rzadka(to bardzo możliwe) wystarczy znów zostawić w pokojowej temperaturze do kolejnego dnia. Nazajutrz znów pogotować na minimalnym ogniu, przez max 1,5h.

jeszcze gorącą przekładamy do wypażonych słoiczków, można odwrócić dnem










niedziela, 17 lutego 2013

wegańskie pączki z pieca

W tłusty czwartek, który wg. brikomęża odbywa się co najmniej 2 razy do roku ;), nie robiłam żadnych pączków. Tak się składa, że mamy w Opolu cukiernię z której pączki bardzo lubimy więc jak co roku zakupiliśmy i zjedliśmy ze smakiem. Ale jakoś tak chodziło mi po głowie aby jednak coś zrobić...kusiły mnie pączki pieczone, bo takich nie jadłam, a to wersja trochę zdrowsza niż pączek smażony, więc tym bardziej się ku nimskłaniałam. I wtedy moja koleżanka Bet napisała mi, że wyszły Jej w tym roku świetne pączki, więc poprosiłam Ją bez zastanowienia o przepis.
Nie miałam tego dnia wystarczającej ilości drożdży, więc zrobiłam połowę porcji, którą...zjedliśmy z mężem od razu...ekhm...no zostawiliśmy po pączku na dziecko ;)
Tak więc na drugi dzień wyruszyłam po drożdże z rana i upiekłam już całą porcję.
Nie za bardzo miałam dżem, ale postanowiłam wymieszać rozpuszczoną czekoladę z konfitura pomarańczową i wyszło coś pysznego!Sama konfitura jest dla mnie zbyt aromatyczna i koniecznie trzeba ją podawać w jakimś towarzystwie, a przyznacie, że pomarańcze i czekolada to doskonałe połączenie.

a więc do rzeczy, czyli do składników:
-50 gram drożdży
-1/2 szklanki cukru
-szklanka ciepłej wody (można dać mleko jeśli nie jesteście weganami)
-3 łyżki mąki ziemniaczanej
-cukier waniliowy
-1/2 szklanki oleju
-4 szklanki mąki
-konfitura lub dżem na nadzienie

Bet napisała:
drożdże zasypuję cukrem, odstawiam na chwilę
dolewam szklankę ciepłej wody, odstawiam w ciepłe miejsce na 30 minut
dosypuję 3 łyżki mąki ziemniaczanej, cukier waniliowy, mieszam
dolewam 1/2 szklanki oleju, mieszam
wsypuję 3-4 szklanki przesianej mąki, ugniatam
po ok. 1-2 godzinach lepię pączki,
nagrzewam piec (180 stopni), w tym czasie pączki rosną sobie na blaszce
mini pączki piekę ok. 20 minut, a takie duże, zwykłe, nadziewane ok. 40 minut


Zaglądajcie pod koniec do piekarnika, bo wystarczy aby się leciutko zarumieniły. Za pierwszym razem trzymałam za długo i wyszły z tego bardziej bułeczki niż pączki. Za drugim razem wyciągnęłam jak tylko zaczęły łapać kolor- wtedy skórka jest lekko chrupiąca i cienka a w środku puszysty środek :)



ciasteczka z masłem orzechowym


ten przepis pojawił się niedawno na blogu tsumiko i czytając natychmiast nabrałam ochoty na pachnące masłem orzechowym ciasteczka. w moim zeszycie z przepisami jest jeden na ciastka z udziałem orzechowego masła, zresztą bardzo smaczne i kilka razy je już piekłam, jednak te urzekły mnie nie tylko swoim wyglądem ale też idealna chrupkością oraz tym, ze nie ma w nich za dużo cukru, w zasadzie są tylko odrobinę słodkie i bardzo mi to pasuje :) Jeśli macie w domu mało orzechowe to polecam spróbować, idealne do poobiedniej kawy :)

potrzebujemy:
-100 gram masła w temperaturze pokojowej
-140 gram masła orzechowego
-85 gram cukru trzcinowego
-1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
-1 jajko
-180 gram mąki pszennej
-1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
-garść migdałów do dekoracji

Masło i cukier miksujemy na puszystą masę, po kolei dodajemy masło orzechowe, ekstrakt waniliowy i jajko, wszystko miksując.
 Na koniec dodajemy mąki z sodą i miksujemy na wolnych obrotach. Z gotowej masy formujemy wałek o średnicy 3cm (można oprószyć dłonie mąką) i wkładamy do lodówki, owinięty folią spożywczą, na ok 2h.

Po wyjęciu z lodówki tniemy ostrym nożem wałek na krążki o grubości 1cm i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. W środek każdego ciasteczka wciskamy jeden migdał.
Pieczemy w 180st przez ok 15 minut

rozkoszujemy sie chrupkimi ciasteczkami w miłym towarzystwie :D



wtorek, 12 lutego 2013

kuchnia węgierska: AJVAR

ostatnio brikomąż wrócił ze sklepu z czymś co nie było na liście ;) czyli w tym przypadku z naręczem papryk oraz jednym bakłażanem i mówi -  robimy jakiś węgierski specjał. Gdzieś tam po głowie kołatał się ajvar i ostatecznie po ustaleniu co jest doń potrzebne okazało się, że tak, właśnie o to nam chodziło :D

co jest potrzebne?
- 4 papryki
-1 bakłażan
-1 czerwona cebula (opcjonalnie)
- 1 mała papryczka chili(można pominąć, ja tak zrobiłam ze względu na dzieci, generalnie jedzą ostre, ale bez przesady ;) )
-4 ząbki czosnku
-sól i pieprz kto co lubi
-oliwa z oliwek

Warzywa myjemy i przekrajamy na pół, smarujemy wewnątrz oliwą wymieszaną z 1 ząbkiem czosnku.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym na 180st przez ok 40 minut, aż skórka na papryce popęka i z leksza się przypali.

Po wyjęciu warzyw z piekarnika, obieramy je ze skórki. Skórka papryki zejdzie łatwo, praktycznie jednym ruchem- to będzie ta popekana, przypominająca folię. Z bakłażana też bez problemu ściągniecie skórkę po upieczeniu.

Tak przygotowane warzywa miksujemy razem z 3 wyciśniętymi ząbkami czosnku, cebulą, papryczką chili(można wyjąć nasiona, które są najbardziej ostre), oliwą i przyprawami. Oliwy dodajemy troszkę.

Gotowy sos przerzucamy do słoiczków i pasteryzujemy.

my zjedliśmy z ryżem i warzywami duszonymi na patelni. Można też dodawać do zup, np pomidorowej, albo nawet posmarować kanapkę z serem, też pycha :) Nadaje się też świetnie do doprawienia sosu pomidorowego do gołąbków.

przepis znalazłam w kuchi bez kitu :)


sobota, 9 lutego 2013

co na śniadanie? pasta jajeczna!

 

to jest jedna z ulubionych past moich dzieci zwłaszcza Lwa- wielkiego fana jajek, od malucha był zafascynowany tym kształtem, co potem przełożyło się na jedzenie ;)
W paście jajecznej możecie przemycić dzieciom rzeczy, których normalnie by kijem nie tknęły ;) zwłaszcza bogaty w wartości odżywcze szczypiorek, który dodatkowo jest bakteriobójczy i pobudza apetyt.
Ja wczoraj użyłam jej jako jednego ze składników kolorowych kanapek, bo tak łatwiej jest dzieciom je zjeść niż po prostu jajko w plastrach-> w towarzystwie plasterków innych składników czasem trudno dzieciom utrzymać kanapkę w ryzach, a tymczasem pasta działa jak spoiwo :)

co potrzebujemy?
-ok 4 jajka najlepiej od szczęśliwych kurek
-2 duże łyżki majonezu
-trochę szczypiorku
-szczypta soli

Jajka gotujemy (ok 7 minut by były na twardo), chwilę trzymamy w zimnej widzie i obieramy. Jeśli mamy wyciskarkę do jajek to z niej korzystamy a jeśli nie to kroimy jajko bardzo drobno, w kosteczkę. Dodajemy pozostałe składniki i mieszamy.
do środka możecie dodać trochę rzodkiewki, kiełki, żółty ser starty na drobnych oczkach..co chcecie :)



tu gotowe kanapki
 konsumpcja w toku
 
Dzieci stwierdziły, że kanapki były najpyszniejsze więc polecamy!

piątek, 8 lutego 2013

czekoladowe muffinki

 

Mam ten przepis już od dawna, odkąd zaczęłam w ogóle piec muffinki, i szczerze przyznam, że w zasadzie jest to chyba najlepszy przepis, muffiny wychodzą dość duże, nie są zbite, tylko dość delikatne i pysznie kakaowe. A dodatkowo lubię ten przepis za to, że w zasadzie zawsze dysponuję składnikami i jak najdzie nagła ochota na słodkie i czekoladowe- to jest strzał w 10 :)

W tym tygodniu całość wykonał mój starszy z synów, Lew (lat prawie 5), włącznie z "trachnięciem jajusiem" ;) A więc postanowiłam się z Wami tym przepisem podzielić.

Dodam jeszcze, że gdy przez pierwsze miesiące karmienia piersią najmłodszego, byłam weganką to właśnie ten przepis mogłam dowolnie modyfikować tworząc różne wegańskie warianty, bardzo smaczne; aha, wtedy nie mogłam jeść też kakao, gdyż młody nie tolerował, więc kombinacje były, oj były :) Jeśli chodzi zaś o podstawowe składniki- zamiast mleka krowiego używałam wtedy ryżowe instant, zamiast jajka- łyżkę siemienia lnianego, zalanego 3 łyżkami wody- pozostawiamy na chwilę, aż siemię wsiąknie wodę i zrobi się kleiste.

a więc skadniki na ok 16 muffinek:
suche
250 gram mąki pszennej
140 gram cukru ( w przepisie jest 170, ale ja wolę jak nie są aż tak słodkie)
2 łyżki kakao
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1 cukier waniliowy (zastępuję łyżeczką ekstraktu waniliowego dodając go do płynnych składników)

mokre
250ml mleka
90ml oleju
1 jajko

Piekarnik nastawiamy na 200st, na blaszce układamy foremki do muffinek- ja mam silikonowe, ale można użyć papierowych- wtedy wkłada się jedną w drugą(aby były sztywne) a po upieczeniu te zewnętrzne po prostu odkładamy do użycia w kolejnym pieczeniu (- patent mojej sio ). Są też w sklepach duże formy z otworami na np. 6 muffinek, które trzeba wyłożyć papierowymi papilotkami.
Teraz robimy ciasto:
W jednej misce mieszamy składniki suche, w drugiej mokre, następnie wlewamy mokre do suchych i mieszamy do połączenia składników. Napełniamy ciastem foremki, tak na ok 3/4 pojemności.
Pieczemy 20 minut

warianty- jeśli chcemy, żeby było ciekawiej, można przed włożeniem do piekarnika do każdej babeczki dać łyżeczkę jakiegoś nadzienia, dżemu(polecam te kwaśne), nutelli; albo posiekane orzechy włoskie, lub migdały, co tam mamy i lubimy





poniedziałek, 4 lutego 2013

ciastko-lizaki czyli pie-pops


Kolejny przepis z bloga Tsumiko. Jak je zobaczyłam to odrazu pomyślałam o moim synu Lwie, który bardzo lubi lizaki, a niestety nie często je jada, bo ja wolę oszczędzić zębom moich dzieci takie atrakcje... czasem kupuję Im zdrowe lizaki ze sklepów ze zdrową żywnością, ale nie często tam kupuję.
A więc pomyślałam, że forma ciasteczka na patyku będzie miłą niespodzianką :)
Dodatkowo odnalazł się zaginiony gdzieś w szafce słoik z homemade powidłami śliwkowymi(dzięki buszowaniu w szafce młodszego syna) co Lefo uwielbia, więc natychmiast pomyślałam, że to idealne nadzienie. Dokupiłam jeszcze tabliczkę czekolady ekstramlecznej i ostatecznie postanowiłam to połączyć.
Robienie tych lizaczków było dla mnie fajną zabawą (jak mnie młodzian Dobromir obudził o 7:30, czego nie planowałam, to wstałam tak ochoczo chyba tylko dzięki myśli o robieniu tych pie-pops ;) ) a ostateczny efekt mnie zachwycił- były nawet smaczniejsze niż myślałam. "Były" bo zjedliśmy je dość prędko ;)

czego potrzebujemy na ok 25 sztuk lizaków?
- 200 gram dobrze schłodzonego masła
- 200 gram mąki pszennej
- 50 ml zimnej wody
-szczypta soli
- 1 roztrzepane jajko

- do tego nadzienie, ja dałam powidła śliwkowe wymieszane z rozpuszczoną w kąpieli wodnej czekoladą. Na każde ciasteczko potrzebna będzie łyżeczka nadzienia.
Dobra jest też nutella, masło orzechowe, bądź dowolny ulubiony dżem :)

ponadto ok 25 patyczków do lizaków, najlepiej papierowych lub drewnianych (plastik odpada!), ja kupiłam wysyłkowo patyczki Willtona.

Ja zrobiłam ciasto tak jak robię tartę-czyli posiekałam zimne masło z mąką i solą, stopniowo dolewając wody i potem szybko zagniotłam. Iza pisała aby wymieszać mąkę z wodą a następnie rozdrobnić w tym masło, tak aby powstały duże okruchy, wtedy to wszystko przenieść do chłodnej miski i szybko wyrobić z wodą. Od Was zależy jaki sposób wybierzecie.
Ciasto formujemy w kulę i wkładamy na 2h do lodówki.

Po tym czasie wałkujemy ciasto na grubość ok 35mm, na opruszonej mąką stolnicy, i wykrawamy kółka.
Na każde kółko kładziemy łyżeczkę nadzienia, brzegi smarujemy jajkiem za pomocą pendzelka, przykrywamy drugim kółkiem i lekko dociskamy, brzegi natomiast dociskamy za pomocą widelca. Na koniec smarujemy jajkiem wierzch.
Górne kółko możecie dowolnie ozdobić, wykrawać mniejsze kółeczko, gwiazdkę, serce, kto co chce :) albo odbić jakiś wzorek, można zaszaleć ;) tylko wykrawajcie małe te wzorki, bo inaczej sie zdeformują.

pieczemy w 175st przez 20-25 minut, aż ciasto się zarumieni

tak sobie teraz pomyślałam, że ozdobione serduszkami mogą stanowić ciekawą propozycję na zbliżające się walentynki <3

smacznego!





sobota, 2 lutego 2013

chrupiące gryczane herbatniki

Właśnie chłodzi się w lodówce ciasto na nie, znowu. A to dlatego, że wyjątkowo nam posmakowały! Mają idealną konsystencję, jakiej oczekujemy od herbatnika; a do tego mają nietypowy dla ciastek smak, dzięki mące gryczanej. Jakiś czas temu znalazłam je na blogu Izy i zaintrygowała mnie wzmianka o tym ciekawym smaku, mieściłam je na liście "do upieczenia". Natomiast tydzień temu byliśmy na zakupach w Czechach, już właściwie kierowałam się z wózkiem do kas, kiedy brikomąż pokazał mi mąkę pohankową, którą wykopał w koszyku z przecenami. Dobrze wiedziałam co zacz, choć z Czeskim jestem na bakier (choć niektórzy twierdzą, że powinnam tym językiem władać niczym moim pierwszym, ale kochani, bliskość granicy innego kraju nie gwarantuje biegłej znajomości jego języka!...niestety...)- a wszystko przez to, że przez pierwsze miesiące swojego życia Miśk nie tolerował wielu pokarmów i karmiąc Go piersią zrezygnowałam m.in. z mleka krowiego. W zasadzie pijam je tylko w kawie, jednak często potrzebne mi było jakieś mleko do wypieków i stąd poszukiwania alternatywy. Przez jakiś czas robiłam mleko migdałowe, jednak sporo z tym roboty, a przynajmniej więcej niż wsypać, zalać wodą i zamieszać- a taką możliwość dawały roślinne mleka instant. W Czechach kupowałam, bo taniej, najpierw ryżowe a potem raz zobaczyłam tajemnicze pohankowe, więc wrodzona ciekawość włożyła mleko natychmiast do koszyka. W domu otworzyłam pojemnik i odrazu wiedziałam co to jest, bo zapach gryka ma specyficzny. Wiem, że nie wszyscy lubią, my jednak jesteśmy fanami kasz, więc ten zapach był dla mnie ok. Samo mleko zaś okazało się być najsmaczniejszym z wszystkich tego typu mlek, do dziś sobie lubię pić, mimo iż młodemu problemy skórne zniknęły.
Ten oto przydługi wstęp ma na celu wyjaśnić dlaczego spodziewałam się miłego po tych ciastkach i nie pomyliłam się. Wspaniale chrupiące, smaczne i jedyne w swoim rodzaju :D Mąż był przekonany, że gdzieś kupiłam a jak się skończyły to przeszukiwał kuchnię za jakimś zagubionym. No to co, postanowiłam, że robię

co potrzebujemy?
-180 gram mąki gryczanej
-100gram mąki pszennej
-125gram masła, najlepiej w miarę miękkiego
-60 gram drobnego cukru
-65gram cukru trzcinowego
-1 jajko
-łyżeczka proszku do pieczenia
-szczypta soli

-ok 20gram cukru trzcinowego na posypkę

w misce mieszamy obie mąki, z proszkiem do pieczenia i solą.
masło miksujemy z cukrami, następnie dodajemy jajko
do masy dodajemy zawartość miski i zagniatamy ciasto
formujemy kulę, owijamy folią spożywczą i chłodzimy w lodówce przez godzinę.

Po godzinie kładziemy ciasto na opruszonym blacie i wałkujemy na grubość 5mm, wykrawaj ciasteczka i układaj na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia. Kazde ciasteczko posypujemy cukrem trzcinowym. Ja poprzednio zapomniałam o tym przy pierwszej blaszce, ale bez cukru tez były smaczne.
Pieczemy 16-20 minut w 180st.

smacznego!