piątek, 10 lipca 2015

ciasto musli

 

Rewelacyjne ciasto, które można zajadać w ramach drugiego lub nawet pierwszego śniadania :) Robi się szybko, przepis pochodzi z książki o wymownym tytule "Bake me a cake as fast as you can" Mirandy Gose Browne - finalistki pierwszej edycji the Great British Bake Off. Miranda jest też autorką książki o wypieku ciastek, i specjalistką w dziedzinie wypieków rodzinnych. A zatem chętnie przeglądam Jej przepisy :) Bardzo lubię też ciasta, które nie wymagają jakiś szczególnych składników, tylko takie które i tak zwykle w kuchni są - wtedy, kiedy tylko najdzie nas ochota możemy upiec ciasto bez biegania po sklepach :D

czego potrzebujemy?
175 gram musli
150 ml mleka
175 gram mąki pszennej
łyżeczka proszku do pieczenia
150 gram cukru, najlepiej trzcinowego
175 gram masła pokrojonego w kostkę
3 duże jajka

Musli zalewamy mlekiem i odstawiamy.
Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, cukrem i rozcieramy z masłem. Następnie dodajemy rozbełtane jajka i musli z mlekiem. Wszystko mieszamy do połączenia składników, za pomocą drewnianej łyżki.
Wlewamy ciasto na mniejszą tortownicę ( u mnie o średnicy 23cm), pieczemy w 180st przez 45 minut. Z wierzchu można posypać cukrem - wtedy na górze tworzy się z niego delikatna skorupka :)

Ciasto idealnie nadaje się też do szkoły, nie rozpada się, jest miękkie, nie brudzące i na pewno będzie ciekawą odmianą w śniadaniówce :D

smacznego!



kokosowy ryż basmati z dżemem truskawkowym

 

Deser ten powstał ostatnio w ramach słodkiej kolacji. Pyszny na ciepło, ale na zimno może nawet lepszy? Spróbujcie sami. Zrobienie go jest banalnie proste bo robi się samo ;)

potrzebujemy:
puszka mleka kokosowego
pół kubka ryżu basmati
dwie garście truskawek
trochę cukru
laska wanilii (opcjonalnie)

Ryż zalewamy mlekiem i gotujemy na małym ogniu aż zmięknie - będzie to trwało dłużej niż na wodzie ale efekt smakowy jest tego warty ;) W razie potrzeby można dodać trochę wody.


Truskawki myjemy, pozbawiamy szypułek i zasypujemy cukrem w rondelku. Gotujemy aż truskawki się rozpadną i dżem nieco zgęstnieje. Opcjonalnie można wrzucić do gotującego się dżemu laskę wanilii - wtedy przekrawamy ją na pół i wydobywamy nasiona - wszystko wrzucamy do truskawek.

Gotowy ryż przekładamy do miseczek i nakładamy nań dżem. Można dorzucić listki mięty - u nas mięta czekoladowa.
Można też schłodzić i zajadać na zimno. Mniam.



środa, 8 lipca 2015

czekoladowe ciasto z cukinii

 

Najbardziej ze słodyczy, zaraz po czekoladzie, uwielbiam warzywne ciasta. Mają idealną konsystencję, trochę ciężkie, ale zarazem bardzo wilgotne przez warzywa w składzie. Dyniowy keks już znacie, sa też na blogu babeczki z dodatkiem buraka; niedawno robiłam brownie z burakami, które też niebawem znajdzie się na blogu. Dziś wrzucam przepis na ciasto z cukinią - jednym z moich ukochanych warzyw, na które właśnie jest sezon. Wrzucamy ją do zupy, miksujemy na krem, zajadamy w plackach ziemniaczanych, robimy z bułą tartą w formie kotlecików, lub na parze, albo w tarcie, no i jeszcze w czekoladowym cieście :) Absolutny hit lata, nie za słodkie, idealne i zadowoli każdego czekoholika, bo nie dość, że naładowane kakao to jeszcze w środku można umieścić kawałki ulubionej czekolady. A krem do środka? oczywiście, że czekoladowy! Oryginalnie przepis ten znalazłam w Zwierciadle, ale tam ciasto przekładało się musem z białej czekolady - dla nas jednak zbyt słodkim. Dlatego w mojej wersji krem jest z mascarpone i gorzkiej czekolady - całość wychodzi perfekto :) Właśnie wyciągnęłam z piekarnika, dziś jest z cukinią która wyrosła już w naszym ogrodzie :)

składniki na ciasto:
- 250 gram mąki pszennej
- 180 gram cukru
- 50 gram kakao
- 2 jajka
- 100ml oleju
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżeczka sody
- 400 gram cukinii
- 100 ram czekolady, posiekanej na małe kawałki ( u mnie biała, mleczna, gorzka i karmelowa )

składniki na krem:
- 450 gram mascarpone
- 100 gram gorzkiej czekolady

Piekarnik nastawiamy na 180st.
Suche składniki, za wyjątkiem cukru, mieszamy w misce; cukier, jaja oraz olej miksujemy; cukinię obieramy i ścieramy na tarce o małych oczkach. Do suchych składników dodajemy mokre, do tego cukinia i kawałki czekolady - wszystko mieszamy.
Ja piekę w tortownicy o średnicy 23cm, pieczemy przez ok 45minut do suchego patyczka.

Kiedy ciasto się piecze, możemy przygotować krem - czekoladę rozpuszczamy na parze; następnie miksujemy z kremem mascarpone. Gotowe :)

Chłodne ciasto przekładamy kremem - ja przekrawam je na 3 blaty. Jeśli chcecie posmarować też ciasto z wierzchu, zróbcie podwójną porcję kremu. Smacznego!




na koniec trochę muzyki, ostatnio mój ulubiony rytm Balakulandian
polecam puścić sobie na czas wykonywania ciasta, zobaczycie że wyjdzie pysznie!


czwartek, 25 czerwca 2015

jak zrobić sushi?

Na 5 edycji Żarłostacji przygotowałam nasz prawie chleb powszedni, czyli sushi. Naprawdę bywa, że jemy je codziennie, a w szafce zapas nori musi być. Brikomąż uwielbia i gdy tylko przytarga do domu dojrzałe awokado to już wiem co się święci ;)
Pierwszy raz próbowałam sushi robione przez naszych znajomych, w sylwestra - jakieś 8 lat temu. Wtedy nie bardzo rozumiałam o co chodzi z wasabi, dlaczego Bartek płukał ten ryż chyba z pół godziny i w zasadzie o co całe halo. Jakiś czas później odwiedziliśmy sushibar w naszym mieście i wsiąknęliśmy po uszy. Jedliśmy wtedy też zupę miso z porem i tofu, która też od tamtego czasu gości na naszym stole bardzo często, w zasadzie gdy tylko jest jakiś wywar warzywny to wieczorkiem, do filmu, szybko montujemy sobie miso - bo pasta miso w lodówce też musi być ;)
Jakie sushi jemy? Tak na codzień to bez szaleństw- najczęściej z awokado, ogórkiem, co tam się nawinie, i ze zwykłym białym ryżem, albo ryżem basmati ugotowanym na mniej sypko. Od wielkiego dzwonu pozwolimy sobie na ryż do sushi, jako że jedząc tak często chyba jednak poszlibyśmy z torbami. Obowiązkowy jest sos YAMASA - ten nam super smakuje, no i wasabi koniecznie - bez tego Brikomąż sushi kijem nie tknie ;) (dla mniej wtajemniczonych - wasabi to pasta z japońskiego chrzanu, o charakterystycznym zielonym kolorze; daje mocno kopa ale tylko na pierwszy smak). Miewamy też marynowany imbir bo pycha, a dla mnie podstawa to dodać do ryżu ocet ryżowy i zawsze mieć pod ręką szczypiorek :). Co do kompozycji smakowej - w zasadzie wkładamy do środka co tam akurat w domu jest, możecie włożyć co chcecie. Moje typowe sushi zawiera kompozycję różnorodnych smaków; lubię dodać awokado-bo miękkie i orzechowe, ogórka kiszonego bo kwaśny, gruszkę albo brzoskwinię bo słodkie, ostrawy szczypiorek to mój faworyt. Często dodaję też marchewki aby dodać chrupkości, lubię dodać majonez a czasem kupujemy sobie jakiś egzotyczny składnik typu tykwa czy japońska rzodkiew. Ale szczerze mówiąc nie zmienia to jakoś drastycznie smaku. Ja ryb nie jem, więc u nas króluje wege sushi. Mąż w sushi rybę jada, ale ostatnio preferuje w formie nigiri:
www.kikkoman.pl

twierdzi, ze w maki nie czuje tej ryby. Dlatego też powoli dochodzę do perfekcji w produkcji nigiri ;)
Maki natomiast to właśnie takie typowe sushi jakie na codzień kojarzymy :
Na zdjęciu powyżej sushi, które przygotowałam na Żarłostację vol.5 i było to sushi z kaszą jaglaną zamiast ryżu. Pewnego dnia zastanawialiśmy się z mężem czy dało by radę sushi z kaszą, poszperałam w sieci i oczywiście ktoś już na to wpadł ;) szczerze powiem, że z początku byłam sceptyczna a maż w zasadzie chyba jeszcze bardziej; ale okazało się iż takie sushi jest równie pyszne!

A więc do dzieła, co potrzebujemy?
nasza wieczorna strawa na 2 osoby to zwykle:
- 4 arkusze nori
- 2 szklanki ryżu / kaszy
- 1 awokado
- 2 kiszonke ogórki
- 1 marchew
- 1 brzoskwinia
- pęczek szczypiorku
-majonez

na zaprawę - ocet ryżowy, sól i cukier
Zaprawę do ryżu/kaszy robimy w proporcji na 100g ryżu: 1 łyżka octu ryżowego, 1 łyżeczka cukru, szczypta soli. Wszystko mieszamy i podgrzewamy do rozpuszczenia soli i cukru. Nie gotujemy. Wlewamy gotowy sos du ugotowanego uprzednio ryżu/kaszy.

Ryż/kaszę płuczemy w zimnej wodzie kilkakrotnie, następnie gotujemy w proporcji 2:1 (2 części wody na 1 część ryżu). Ja gotuję aż ryż wchłonie na tyle wody że już napęcznieje, ale jeszcze wody trochę widać i wtedy wyłączam. Przykrywam i pozwalam mu na spokojnie wchłonąć resztę wody.
Po wymieszaniu z zaprawą przekładam ryż/kaszę do dużego naczynia aby szybko ostygł. Nie nakładajcie ryżu czy kaszy zanim nie ostygną - w przeciwnym razie nori zrobi się ciągnące i gumowate.

Warzywa kroję w cieniutkie paseczki, szczypiorek drobno siekam. Wszystko sobie układam na desce.


Na środku blatu układam bambusową matę - to taka mata, podkładka pod talerze, kwadratowa i zszyta tak, aby dało się ją zrolować. Do kupienia w marketach.

Na macie układam nori (po wyciągnięciu z woreczka przyjrzyjcie się dokładnie, bez problemu odnajdziecie lewą i prawą stronę. Nadzienie układamy na lewej.). Na to nakładam dłońmi ryż/kaszę, i rozprowadzam w miarę cienką warstwę po całym nori, zostawiając sobie mały margines:

Robię to zwilżonymi dłońmi, aby mi się za dużo doń nie przykleiło. Generalnie lubię nakładać nadzienie dłońmi, bo uwielbiam bezpośredni kontakt z jedzeniem :)
Bardzo lubię też zapach, który uwalnia nori przy kontakcie z ryżem.

Następny krok to nałożyć warzywa. Jak dodaję majonez, to na początek rozsmarowuję pasek majo na ryżu, na to sypię szczypiorek a następnie układam warzywa. Wygląda to tak:



Czasem sypię szczypiorek na górę ;)
Tak przygotowaną całość zwijam pomagając sobie matą:

Następnie zwinięty rulon lekko dociskam dłońmi ze wszystkich stron, trzymając o tak:


 gotowa rolka wygląda o tak:


Taki ruloniki kroimy bardzo ostrym nożem na grubsze plastry. Końcówki wyglądają oczywiście mało estetycznie, ale smakują równie wybornie i oczywiście zjadamy je ze smakiem :)


Sushi zjadamy zamaczając je w sosie sojowym, możemy na każdy kawałek dać odrobinę pasty wasabi. Między kolejnymi kawałkami zajada się marynowany imbir, gdyż ma on funkcję oczyszczenia kubków smakowych - aby każdy kęs był w pełni wysmakowany. Przydaje się to zwłaszcza wtedy, gdy mamy różne rodzaje sushi. 

Gdy zajadacie sushi często to szczerze polecam zaopatrzyć się w specjalną zastawę do sushi, w której skład wchodzą talerze, oraz specjalne miseczki na sos sojowy czy imbir. 

Można jeść pałeczkami, można palcami. Przynajmniej u nas w domu ;)

Nasze starsze dzieci uwielbiają sushi, najmłodszy jeszcze nie do końca się przekonał. Ale na pewno warto dzieciom dać spróbować, z robieniem sushi też powinny sobie poradzić - w trakcie ostatniego Festiwalu Smaków w Opolu, miałam okazję prowadzić warsztaty dla dzieci z przyrządzania sushi i radziły sobie wyśmienicie :)

(fot. Marek Cholewa)

a tu w trakcie 5 edycji Żarłostacji, gdzie na moje stoisko dotarła spora liczba smakoszy sushi i były to dla mnie bardzo miłe spotkania :D


Generalnie przyrządzanie sushi nie jest trudne, ale na pewno ćwiczenie czyni mistrza, czyli nie zrażajcie się podczas pierwszych prób. I tak będzie dobre, a z czasem będzie na pewno super wyglądać :)

smacznego!!

ps. jeśli spróbujecie zrobić sami w domu, zachęcam do wrzucania fotek w komentarzach, będzie mi bardzo miło :D

niedziela, 21 czerwca 2015

Brownie z czerwonej fasoli i żarłostacja vol 5

Dziś nasze stowarzyszenie zorganizowało po raz 5 Żarłostację, czyli Opolski Piknik Kulinarny :)
Mimo iż pogoda była dość kapryśna a w połowie imprezy rozpętała się ulewa, całość uważam za bardzo udaną. Wspólnie stwierdziliśmy, ze jest nadal między nami moc i oby tak dalej bo tego typu imprezy w naszym mieście są potrzebne a sami Opolanie na każdej edycji dodają skrzydeł, chętnie z nami rozmawiając o jedzeniu, smakując naszych potraw i wracając do stoiska po kolejny kawałek :D

sama robiłam zdjęcia komórką, bo jak zawsze nie było czasu, więc czekam na relację z lepszego źródła ;)
ale na gorąco chciałam wrzucić przepis na BROWNIE z FASOLI, gdyż ogólnie cieszyło się powodzeniem a jeden pan, którego bardzo pozdrawiam z tego miejsca, prosił o przepis więc postanowiłam jak najszybciej o zamieścić ;)


ciasto jest bajecznie proste, jeśli macie w domu blender to zajmie Wam dosłownie chwilę; piecze sie też krótko - jak to brownie, czyli 25-30 minut :)

potrzebne składniki:
- 3 puszki czerwonej fasoli
- 4 banany (najlepiej dobrze dojrzałe)
- 1/3 szklanki cukru
- 3 łyżki ciemnego kakao
- łyżeczka cynamonu

- do posypania na górę polecam bakalie

Fasolę odcedzamy, banany kroimy w kawałki, wszystko razem miksujemy na gładką masę. Wylewamy na kwadratową blaszkę (w takiej brownie najlepiej wyjdzie, w zasadzie im mniejsza tym lepiej) i posypujemy z góry bakaliami. Pieczemy ok 25 - 30 minut w 180 stopniach. Brownie ma konsystencję takiego miękkiego, na wpół surowego ciasta - z widoczną zapieczoną skórką na górze, często lekko popękaną.

smacznego :)


środa, 7 stycznia 2015

blok czekoladowy

 

Dzisiaj smak mojego dzieciństwa. Jestem dzieckiem lat '80; kiedy to lizało się kostki cukru kiedy naszła ochota na słodkie. W sklepach nie było wtedy za wiele do kupienia, a już napewno nic z rzeczy, które chciało by zjeść dziecko. Tak więc trzeba było kombinować samemu. Do dziś pamiętam jak robiłyśmy z siostrą domowe krówki w brązowym, emaliowanym garnuszku. Nie raz nam się spaliły a mimo to desperacko próbowałam je zjeść. Innym przysmakiem było kakao mieszane z cukrem i śmietaną. Najlepiej smakowało u babci, bo tam śmietanka była prosto z krowiego mleka; w pamięci mam obrazek, jak ucieram łyżeczką w szklance cukier z kakaem. Prawdziwym hitem były też kanapki ze śmietaną i cukrem - tato dzielił mi kromkę chleba na małe kwadraty i układał na deseczce. Podchodziłam do stołu i brałam po jednym :) Pamiętam dobrze widok cukru rozpuszczającego się na powierzchni gęstej śmietany (tej z małej szklanej butelki, zakrywanej złotkiem w żółtą kratkę, kto pamięta?).
 A od czasu do czasu robiłyśmy właśnie blok czekoladowy, z mleka w proszku, tego w granatowym worku. Mleko było takie żółte i zalepiało podniebienie. Uwielbiałam je wyjadać łyżką. A w bloku czekoladowym, po zastygnięciu, zostawały takie małe grudki tego mleka - tworząc wzór w kropki :)
I tak do dziś kocham ten smak, bo zdecydowanie bez czekolady nie umiała bym żyć a taki blok, mimo iż oazą zdrowia nie jest, to jednak jakoś wolę go podać dzieciom, zamiast kupnej czekolady - po pierwsze w tym przypadku wrzucam do środka sporo całych orzechów i migdałów, dużą garść żurawiny - nie jakieś tam śladowe ilości. Po drugie ilość cukru jest kontrolowana i w sam raz, gdzie niestety większość czekolad kupnych jest dla mnie za słodkich :/ Na dodatek jest ekonomiczniej jak się ma w domu 5 osób uwielbiających czekoladę ;)

a wiec na co czekamy? lista zakupów:

-240 gram masła
-pół szklanki wody
-niepełne półtora szklanki cukru
-5 łyżek dobrego, gorzkiego kakao

- 500gram pełnego mleka w proszku
- 600 gram herbatników typu petitki
- 200 gram bakalii (orzechy wrzucam w całości)

masło, cukier, wodę i kakao mieszamy w rondelku i podgrzewamy aż składniki zamienią się w płynną masę. Odstawiamy do przestygnięcia.

Do miski kruszymy herbatniki, a kilka zostawiamy w całości i odstawiamy na bok. Dodajemy do tego masę kakaową (może być wciąż ciepła, ale nie gorąca), dosypujemy mleko stopniowo, mieszając masę łyżką. Dorzucamy bakalie i wszystko razem dokładnie mieszamy - ja używam do tego ręki bo masa jest dość zwarta. Ale jeśli wyszła Wam mniej zwarta to się nie przejmujcie bo i tak wszystko ładnie zastygnie. Następnie wkładamy do foremki keksowej, wyłożonej papierem do pieczenia, i ugniatamy całość. Na koniec wciskamy odłożone wcześniej całe herbatniki.
Odstawiamy do lodówki na kilka godzin, aby masa stężała.
I gotowe, tylko kroić i zajadać ze smakiem!





sobota, 3 stycznia 2015

pierogi z soczewicą



Okazuje się, iż pierogi z soczewicą to jest tradycyjna potrawa we wschodniej Polsce (może ktoś z tych stron podzieli się przepisem z rodzinnego domu? :D) U nas w domu zagościły wynikiem pomysłu, że można by zrobić farsz do pierogów z soczewicy i cebuli. Nie spotkałam się z nimi wcześniej, a ponieważ soczewica w tej formie to jedna z naszych ulubionych past do chleba, to pomyśleliśmy, ze czemu nie spróbować? I okazało się to strzałem w dziesiątkę, są to chyba ulubione pierogi Jaca.
Same pierogi to w ogóle chyba jeden z naszych ukochanych obiadów, każdy zawsze zje ze wszystkim (poza mięsem ;) ) i zawsze mało ;) Nie straszne mi też jakoś lepienie bo lubię tego typu manualne zabawy, a jeszcze fajnie jest jak dzieci są już na tyle duże aby sprawnie je lepić - wtedy mamy wspólnie spędzony czas i szybszą produkcję pierogów w jednym. Ale od początku zawsze przy lepieniu mam przynajmniej jednego pomocnika, który z poważną miną ugniata obok mnie swój własny kawałek ciasta, wałkuje wielkim wałkiem jakby się z nim urodził i wykrawa szklanką koła. Nie ma szans aby robienie pierogów przeszło niezauważone ;) Obecnie najmłodszy jest szefem nadzoru, wykrawa koła i podaje mi, oraz nakłada porcje farszu.


Ciasto.
-mąka
-woda
-kilka kropel oleju
-pół łyżeczki soli

Tu będzie lekki problem bo ja od zawsze robię na oko, więc proporcji Wam nie podam...Robię tak: Sypię do miski mąkę, dodaję pół łyżeczki soli, kilka kropel oleju i dolewam po troszkę wody, mieszając jednocześnie ręką ciasto i zagniatając je. Zasada jest taka, ze ciasto musi być w dotyku miękkie, trochę klejące się. Ważne aby nie robiła się zbita kula, twarda, bo wtedy ciężko będzie je ugniatać. Konsystencja musi być taka jak, powiedzmy, ciastolina. Wyrabiamy takie ciasto aż będzie gładkie, i przestanie się kleić do rąk. Jeśli się klei po dłuższej chwili wyrabiania, można podsypać mąką, ale pamiętajcie, ze za dużo mąki oznacza zbyt twarde i mniej smaczne ciasto. Ja wyrabiam sobie ciasto na blacie i nie potrzebuję ostatecznie w ogóle używać mąki do sypania na blacie podczas robienia pierogów, bo nie klei się ono do wałka ani do szmatki na której kładę gotowe pierogi. Jednak, dla pewności, szmatkę zawsze lekko mąką opruszam, aby potem nie było katastrofy ;)

niektórzy dodają do ciasta jajko, ja nie dodaję. Wolę nie angażować w to kur, jeśli nie jest to konieczne.

Farsz.
-kubek suchej soczewicy
-5 cebul
-sól
-pieprz
-kolendra
-tymianek
-bułka tarta

Soczewicę zalewam na chwilę wrzątkiem, odcedzam i zalewam dwoma kubkami wody. Dodaję pół łyżeczki soli i gotuję aż soczewica wchłonie wodę i zrobi się miękka.
Cebulę kroję w kostkę i podduszam z solą, następnie podsmażam na złoto.
Ugotowaną soczewicę miele z przyprawami, następnie mieszam wszystko z cebulą i dosypuję trochę bułki tartej aby farsz nie był zbyt płynny. Jeśli mamy czas - idealnie jest schować farsz na jakieś pół godziny do lodówki. Jak się schłodzi, będzie bardziej zwarty i o wiele łatwiej będzie nam lepić z nim pierogi.


Lepimy pierogi.
Ciasto rozwałkowujemy na blacie, aby było dość cienkie. Wykrawamy szklanką koła, na środku każdego umieszczamy łyżeczką farsz, składamy na pół i zalepiamy brzegi.
Gotujemy w osolonym wrzątku, jak wypłyną to przez ok 3 minuty (zależy też od grubości ciasta). Pilnujcie jedynie aby Wam się nie rozgotowały.

My zjadamy z podsmażoną cebulką, aczkolwiek dzieci do tego jeszcze dodają śmietanę...o gustach się jednak nie dyskutuje ;)

smacznego!

tu archiwal, Dobromir jakieś 3 miesiące i lepienie w toku: