piątek, 15 marca 2013

makaroniki udane :)


Jejku, zabieram się do tego posta jak sójka się wybierała za morze... zresztą, do samych makaroników zabierałam się z podobną opieszałością, szykowałam się jak na wielkie wyzwanie. Wszystko dlatego, że generalnie wiadomo, iż zrobić makaroniki nie jest tak hop siup. Sama upiekłam chyba 4 tace w sumie, zanim udało mi się osiągnąć upragniony efekt. Ale naprawdę warto :)
Jak już podjęłam się zadania, na początek zaczęłam trochę szperać w sieci na ich temat. Trafiłam w parę fajnych miejsc przy okazji. Wszystkie wskazówki które godzinami(nie przesadzam tu) czytałam, złożyły mi się ostatecznie w jedną całość i dzięki temu też rozpoznawałam błędy, które rujnowały upragniony efekt. Brikomąż zajadał się makaronsami, i zachodził w głowę dlaczego marudzę w tej kuchni i suszę kolejne białka ;)

Tak czy inaczej- posiadam już wiedzę niezbędną do upieczenia makaroników i mogę się nareszcie nią podzielić :)

Zaczniemy od składników. Ja próbowałam robić te ciasteczka z kilku różnych przepisów, porównując efekty i dumając nad nimi. Ostatecznie zdecydowałam, że na pierwszą próbę najlepszy z wypróbowanych przeze mnie jest przepis Ruth Clemens- filalistki pierwszego Great British Bake Off; przepis znalazłam na Jej blogu Pink Whisk. Nawet jak zawaliłam coś po drodze to efekt końcowy był w sumie całkiem niezły.

potrzebne będą:

-110 g białek jajka (ok z 3 dużych jaj)- te białka najlepiej oddzielić od żółtek i miseczkę pozostawić na dobę-do 4. Nie martwcie się, nic się z nimi nie stanie, po prostu zmienią trochę strukturę, Miseczkę wystarczy przykryć czymś.
- 75g drobnego cukru
-125g zmielonych migdałów (bez skórek) (lub orzechów laskowych/pistacjowych bez soli; u mnie na zdjęciach są makaroniki laskowe)
-175g cukru pudru

ponadto:
-taka trzepaczka jak do mieszania sosów
-plastikowa szpatułka, lub metalowa łyżka
-2 miski
-rękaw do dekoracji z otworem na ok 1,5cm; lub rękaw zrobiony z papieru do pieczenia/sztywnej folii

Zaczynam od wyłożenia papierem tac do pieczenia. Można sobie na nich narysować kółka o średnicy 3cm, oddalone o kolejne 3cm od siebie.
natępnie mielę migdały na pył i mieszam je z cukrem pudrem. Jeśli chcecie mieć czekoladowe makaroniki, dodajecie do tej mieszaniny jeszcze łyżkę kakao; lub dobrze zmielonej kawy, jeśli chcecie kawowe.
Przesypuję do suchej miski.

W drugiej misce ubijam białka. Osobiście posiadam stary mikser, bardzo staaary...dlatego ostatecznie przy makaronikach zdecydowałam się na mieszanie białek tą trzepaczką. Jest to trochę wymagające dla prawej ręki zadanie, ale wciąż powtarzam - warto ;)
Tak więc roztrzepujemy białka aż ułoży się na nich biała piana, taka mniej więcej jak w kąpieli z bąbelkami :) Wtedy zaczynamy partiami dosypywać cukru drobnego i nadal ubijać.
Nie trzeba osiągnąć konsystencji sztywnych na maxa białek (tak, ze trzepaczka tworzy na powierzchni białkowe szczyty); wystarczy ubić tak, aby masa była biała i błyszcząca, dość gęsta.

Teraz następuje ważny etap- mieszanie masy białkowej z migdałami i cukrem. Trik polega na tym, aby zamieszać wszystko dość sprawnie, nie tracąc powietrza z ubitych białek, jednocześnie nie mieszając zbyt długo- bo wtedy makaroniki rozleją się na blaszce do pieczenia i możecie zapomnieć o tym końcowym efekcie ze śliczną "stópką", dodatkowo zciągnięcie ciasteczek z papieru do pieczenia będzie koszmarem..
Generalnie już lepiej jest mieszać zbyt krótko niż za długo.
Naczytałam się o konsystencji tej masy sporo, ale ostatecznie kilka prób własnych dało mi do myślenia, i z obserwacji jak zachowuje się masa- sama doszłam do wniosków jak powinna wyglądać zanim nałożę ją do rękawa dekoracyjnego. jak to wytłumaczyć? Hm... tak jak mówiłam- mieszacie tylko do połączenia składników, delikatnie, aby nie stracić puszystej konsystencji białek. Jak uniesiecie szpatułkę, masa powinna z niej spływać grubą wstęgą, nie odrywać się. Ale też nie chcemy aby się zlewała niejako z tej szpatułki bo wtedy na bank makaroniki rozleją się za bardzo na blaszce. Jak wyciśniemy masę na blaszkę to ona po prostu powinna zachować niejako nadany  jej kształt, choć troszeczkę się rozlać, ale malutko.

Dobra, jak mamy masę- przekładamy ją do rękawa i staramy się utworzyć mniej więcej jednakowe stożki. Tak nałożymy całość- każdą tacą z makaronikami stukamy z 2-3 razy o blat. Nie za mocno- chodzi o to aby masa jednakowo się rozeszła na boki, nie pozostawiając stożków.

Tak przygotowane makaroniki zostawiamy na jakieś pół godziny, godzinę max. W tym czasie na powierzchni ciasteczka powinna się utworzyć skorupka, wyczuwalna opuszkiem palca jak delikatnie dotkniemy powierzchni. jeśli będzie się kleiła mimo nawet godziny leżakowania- niestety masa była zbyt wymieszana. Mimo to można upiec ciasteczka, choć nie będą miały charakterystycznego wyglądu makaroników, ale będą dobre :)

Po minimum 30 minutach leżakowania, kiedy skorupka na powierzchni się pojawi- możemy zabrać się za pieczenie.

Piekarnik nastawiamy na 140st i pieczemy każdą tackę przez 12 minut. Makaroniki nie powinny zbrązowieć, powinny mieć wszystkie ten sam kolor na całej powierzchni.


Mam nadzieję, że po wyciągnięciu z piekarnika zobaczycie coś takiego :)


 u propozycja podania wg Brikomęża :)

Upieczone makaroniki odstawiamy do ostygnięcia, najlepiej zsuwamy papier na kratkę.
Po ostygnięciu, dobrze przyrządzone makaroniki będą lekko odchodziły od papieru do pieczenia, zachowując delikatną skorupkę na górze i na dole. Środek zaś będzie miękki i ciągnący :)


Przestudzone makaroniki można przełożyć dowolnym kremem. W wielu przepisach dominują kremy maślane i dość słodkie, natomiast same makaroniki są bardzo słodkie-gdyż to jest po części beza. Tak więc ja zdecydowanie wolę kremy na bazie serka mascarpone.
przykładowy krem czekoladowy:
-250g serka mascarpone
-pół tabliczki gorzkiej czekolady
-pół tabliczki mlecznej czekolady
czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej, i teraz można zrobić krem bardziej serkowy- czyli ostudzić czekoladę i połączyć z serkiem za pomocą miksera; lub nie studzić czekolady tylko odrazu dodać serek i szybko wymieszać- wtedy krem będzie miał bardziej gładką konsystencję i będzie bardziej czekoladowy w smaku. W zasadzie jest to moje przypadkowe odkrycie ;)

z mascarpone robiłam też pyszny krem cytrynowy, dodając do serka po prostu dwie łyżki domowego lemon curd, jest to taki krem o konsystencji budyniu, pysznie cytrynowy. Mi smakował w połączeniu z makaronikami z dodatkiem orzechów laskowych( zamiast migdałów mielimy obrane ze skórek orzechy laskowe, lub łączmymy laskowe i migdały pół na pół).



a ostatnio zaintrygował mnie krem z solonego karmelu, połączyłam go z kawowymi makaronikami.




 

W makaronikach fajne jest też to, że można je zrobić w różnych kolorach poprzez dodanie barwnika (najlepiej w żelu) do piany z białek, oraz można je zrobić w dowolnym smaku; więc jak już osiągniecie wprawę w tworzeniu tych ślicznych ciasteczek, możecie pofantazjować w polu ich wyglądu i smaku :D 

miłej zabawy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz