niedziela, 3 marca 2013

samosy

Samosa właściwie, ale od dawna mówimy samosy i chyba większość tak mówi, więc niech tak zostanie. stąd też staropolskie powiedzenie Zosia Samosia - znaczy: taka co i samosa zrobi.(dziwne wstawki w tekście= Brikomąż dorwał się do kompa ;) )

Samosy to indyjskie pierogi, nadziewane warzywami i smażone bądź pieczone. Z racji nadzienia, którego sie nie miksuje, są raczej duże. Świetna przekąska na każdą wycieczkę, lub też pyszny obiad. Dobre na zimno i na ciepło. Zresztą, kto nie lubi pierogów? ;)

U nas najczęściej z nadzieniem dwu-tematycznym. Jedna część to marchewka z groszkiem; druga część to ziemniaki z kminkiem i majerankiem; jak jest jeszcze jakieś warzywo typu kalafior/brokół czy kapusta- też się nada.

Ciasto robię z przepisu z książki Kuchnia Krishny, którą bardzo polecam jeśli ktoś gustuje w indyjskich smakach. Wiele przepisów stamtąd wypróbowałam i zawsze wychodzi coś pysznego :)

Generalnie niby trochę czasochłonne, ale farsz można zrobić dzień wcześniej a samo ciasto i lepienie idzie szybciej niż w przypadku naszych ruskich, których trzeba nalepić tysiąc, żeby rodzina była zadowolona ;)
Tak czy inaczej- WARTO. Spróbujcie choć raz a gwarantuję, że raczej nie będzie to ostatni :)

Co potrzebujemy?
-400 gram mąki pszennej (ja biorę 350g pszennej i 50g pełnoziarnistej)
-100gram roztopionego masła lub oleju
-150ml zimnej wody
-szczypta soli

-warzywa ulubione, na farsz
-przyprawy do farszu

Na początek robimy ciasto. Mąki przesiewamy do miski, dodajemy masło i sól, rozdrabniamy w palcach, tak aby ciasto miało konsystencję kruszonki. Następnie powoli dolewamy wody i zagniatamy energicznie ciasto. Formujemy kulę, pokrapiamy ją z góry wodą i przykrywamy miskę z ciastem szmatką bawełnianą, odstawiamy.

Następnie przygotowujemy farsz. U nas jest to lekkie podduszenie marchewki z groszkiem; a obok podsmażenie ziemniaków pokrojonych w kostkę, przyprawionych majerankiem i kminkiem, oraz solą.
Dziś mieliśmy jeszcze kapustę, więc dodaliśmy do ziemniaków po dłuższej chwili. A brokuł podzieliliśmy na małe różyczki.

Jak farsz będzie gotowy, zabieramy się za ciasto. Dzielimy je na 10 równych części, każdą formujemy w kulkę a następnie taką kulkę rozwałkowujemy na blacie opruszonym mąką.
 
Płaski placek przekrajamy na dwie części.

Taki księżyc składamy na pól i jedną stronę dobrze zaklejamy; wtedy powstanie nam taka kieszonka na farsz. Otwieramy szeroko kieszonkę i ładujemy farsz na maxa, nie bójcie się dać naprawdę dużo, ciasto jest elastyczne i nie rwie się tak łatwo.
 

Napchaną na maxa kieszonkę zalepiamy rzecz jasna,
I tak wszystkie 20 w sumie pierożków :)

Gotowe odkładamy na szmatkę, nie trzeba sypać mąki, gdyż ciasto się nie klei.
Pierożki smażymy w oleju głębokim na tyle, by pływały zanurzone prawie ciałe; szybko się smażą, więc trzeba być czujnym i obracać. Smażymy na złoto, i odkładamy do odsączenia.
Jeśli wolicie je upiec, trzeba nastawić piekarnik na 200st i piec aż się ładnie zarumienią (ok 20 minut). Po wyciągnięciu najlepiej jest je włożyć na kilka chwil do naczynia z pokrywką, wtedy zmiękną i nie będą takie suche. Szczerze mówiąc smażone smakują lepiej, ale czasem woli się upiec, zawsze można spróbować obie metody i wybrać ulubioną.

My jakiś czas temu odkryliśmy chutney do samosów, robiony z jabłek, cebuli, papryki, pomidora, octu bla bla bla...jest to specjał Brikomęża i On go zawsze przyrządza. Ja nie robiłam, więc odeślę Was do strony z przepisem . Tylko uprzedzam, że najlepiej jest go zrobić w przeddzień przyrządzania samosów, gdyż nalepiej smakuje jak sobie posiedzi kilka dobrych godzin w lodówce i smaki się dobrze połączą.



2 komentarze:

  1. o jaaaacie! Ale na to to muszę przyjść do Was! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ;) zapraszamy, najlepiej jeszcze na fazę lepienia :D

    OdpowiedzUsuń